Data
wydania: 04.09.2009 (świat),
17.03.2011 (Polska)
Wydawca:
Game Factory (świat), Axel
Springer (Polska), Russobit (Rosja)
Producent:
Openoko Entertainment
Dostępność:
gamersgate
(9.95€ )
Gatunek:
TPS
Polska
wersja językowa: Nie
Multiplayer:
Nie
Steam
Slug, czyli jedna z nielicznych gier, która pomimo polskiego
producenta ukazała swoją grę w polskiej wersji półtora roku
później. Niedociągnięcie? Brak czasu spowodowany popędzaniem
przez wydawców? Wzmaganie apetytu czy uchronienie większej ilości
graczy od sięgnięcia po tytuł?
Wiek
pary
Już
widząc rosyjskie napisy w logo jednego z deweloperów, czułem, że
coś się święci. Tego uczucia nie zmieniło główne menu, które,
delikatnie mówiąc, nie zachwyciło urokiem. No ale zajmijmy się
grą. Akcja dzieje się (teoretycznie) w XIX wieku. Wcielamy się w
postać najemnika, Evana McRyana. Pierwsze, co rzuca się w uszy to
gra aktorska. Zła. Tragiczna. Beznadziejna. Raz, że postacie mówią
niekiedy za cicho, dwa, że nienaturalnie. Nasz bohater, kreowany na
kozaka pokroju Serious Sama brzmi nie tyle dziwnie, co wręcz
śmiesznie. Trochę lepiej wypada Louis- kobieta komunikująca się z
nami (zgadując po treści jak się do siebie zwracają to para),
lecz i to od przynajmniej połowy gry. Dobra, fabuła: Przychodzi
Evan do jakiegoś starszego jegomościa i otrzymuje zlecenie-
odstrzel Doktora Straussa. I już, tyle fabuły. Cała nasza gra
polega na przedostaniu się do delikwenta i odstrzeleniu jego
uśmiechu.
Że
jak? Że co?
Wchodzimy
do gry i kolejny strzał. O ile grafika nie powoduje krwawienia z
oczodołów (chociaż jakby nie było aż takiej kanciastości, nikt
by się nie obraził), to animacje jednak robią swoje. Nasz
protagonista porusza się, jakoby połknął kij od mopa, zaś
podczas sprintu jego skrętność jest na poziomie statku. Animacja
ataku nożem to również jakiś smutny żart (coś w stylu „jestem
asasynem i mam nóż w ostrzu, jednak jestem drewnoręki i żeby się
odpaliło, łapa musi się rozpędzić”). Dobra, przechodzę jakoś
przez ten moment zaszokowania i ruszam do przodu, a tam Spawner
robotów. Całkiem spory piec, który przyjmuje całkiem sporo kul i
całkiem ciężko go rozwalić na początku. Dlaczego? Bo z początku
nie nadążamy z rozwalaniem mobów, które spawnuje. Pukawki, jakimi
podczas gry będziemy dysponować to: Pistolet (średniawe obrażenia,
rekompensuje jednak całkiem sporym magazynkiem), Shotgun
(paradoksalnie, dobrze ściąga snajperów. Tak, to jest jedna z tych
gier), Tommy gun, Minigun, Karabin maszynowy, Karabin snajperski (!)
Granatnik (!!), Granaty oraz Wyrzutnia rakiet (!!!). Zaiste, arsenał
dziewiętnastowieczny pełną gębą. Co z tego, że stylizowany na
tamten okres? To tak jakby w Mount&Blade śmigać z muszkietem
(nie uwzględniam modów). Odrzut, również ciekawa sprawa- powinien
on sprawiać, że im dłużej strzelamy, tym mniejsza celność, czyż
nie? Otóż nie. W tej rzeczywistości odrzut to jedynie trzęsący
się ekran.
Mam
dość
Pierwszy
kryzys zaliczyłem pod koniec trzeciej misji. Dlaczego? Gdyż do
bossa prowadzi wąskie przejście obok palących się powozów, przez
które praktycznie nie da się wrócić, gdy chcemy się wycofać. A
jest to konieczne, gdyż poza bossem mamy spawner i nie tak znowu
wiele amunicji do Tommy Guna (resztę poznajemy później, pistolet
mamy od początku, a strzelba jest prawdopodobnie odpowiednikiem
Rumcajsowego pistoletu na żołędzie) i trochę granatów. Udało mi
się wykorzystać fakt, że sztuczna inteligencja w przypadku tego
tytułu nosi taką nazwę jedynie z tej racji, że „tak się
przyjęło” i gdy boss (niejaki Generał Tchórz) się zaklinował,
obrzuciłem go granatami. Następna misja... Kojarzycie te wielkie
roboty z Half-Life 2? Tutaj też są. Jeszcze bardziej irytujące, bo
nie dość, że mają ogrom życia, na start są ich trzy, strzelają
rakietami i działkiem, to jeszcze nie mam broni, która może ich w
miarę szybko spacyfikować. Znaczy się, dostaję wyrzutnię rakiet,
ale to jest zaledwie 10 pocisków, co nie starcza na uśpienie
chociaż jednego. Reszta jest na środku „areny”, co oznacza, że
aby zdobyć więcej rakiet, trzeba praktycznie dać się zabić, gdyż
mimo tarczy możemy zostać rozstrzelani w try miga (i nic nie da nam
turlanie się, nawet na skos). Kolejna misja- cmentarz. Generałowie
i Wieżyczki. Ok, jakoś poszło. Szósty.. Noo, jakby ktoś
powiedział, że to finał, to uwierzyłbym. Mała arena, trzy
wieżyczki, generał, spawnery, snajperzy i czołg. Później kolejna
to Tramwaj-transformer, który jest mniej żywotny niż spawner i...
Crash. Pewnie odpaliłbym i grał dalej, gdyby nie fakt, że cofnęło
mnie do misji czwartej. Poddałem się, chociaż wnioskując z rozmów
postaci daleki końca nie byłem...
Siła
postępu?
Podsumowując,
gra Steam Slug jest monotonna, powtarzalna, bezcelowa, liniowa
(serio, 30 sekund ładowania tak małej i ciasnej mapki?), balans to
jakiś żart, tak samo jak i animacje. Jedynie muzykę chyba można
dać na mały plus, bo ani ona do walki nie zagrzewa, ale nie jest
wybitnie irytująca.
Plusy:
-Muzyka
-Szybko
się odinstalowuje
Minusy:
-Animacje
-Voice-acting
-Ciasnota
i liniowość poziomów
-Powtarzalność
-Bardzo
słaby balans
-Brak
możliwości zmiany poziomu trudności
-Gra
nie lubi alt-tabowania
-Rozumiem,
fantazja fantazją, ale.. Serio, karabin snajperski?
-Nie
czuć ani mocy broni, ani jej odrzutu
-Dropy
klatek przy pierwszych strzałach na danym poziomie
Ocena:
3+/10
Czy
nadal warto zagrać?
NIE.
Gra sprawia wrażenie niedopracowanej i nie gotowej. Może gdyby
posiedzieli z pół roku dłużej przy produkcji, wyszedłby całkiem
zjadliwy tytuł, gdyż mimo wszystko były ku temu aspiracje.
Screeny z gry:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz