poniedziałek, 14 marca 2016

#8 Steam Slug- Czy Nadal Warto Zagrać?

Data wydania: 04.09.2009 (świat), 17.03.2011 (Polska)
Wydawca: Game Factory (świat), Axel Springer (Polska), Russobit (Rosja)
Producent: Openoko Entertainment
Dostępność: gamersgate (9.95)
Gatunek: TPS
Polska wersja językowa: Nie
Multiplayer: Nie

Steam Slug, czyli jedna z nielicznych gier, która pomimo polskiego producenta ukazała swoją grę w polskiej wersji półtora roku później. Niedociągnięcie? Brak czasu spowodowany popędzaniem przez wydawców? Wzmaganie apetytu czy uchronienie większej ilości graczy od sięgnięcia po tytuł?


Wiek pary
Już widząc rosyjskie napisy w logo jednego z deweloperów, czułem, że coś się święci. Tego uczucia nie zmieniło główne menu, które, delikatnie mówiąc, nie zachwyciło urokiem. No ale zajmijmy się grą. Akcja dzieje się (teoretycznie) w XIX wieku. Wcielamy się w postać najemnika, Evana McRyana. Pierwsze, co rzuca się w uszy to gra aktorska. Zła. Tragiczna. Beznadziejna. Raz, że postacie mówią niekiedy za cicho, dwa, że nienaturalnie. Nasz bohater, kreowany na kozaka pokroju Serious Sama brzmi nie tyle dziwnie, co wręcz śmiesznie. Trochę lepiej wypada Louis- kobieta komunikująca się z nami (zgadując po treści jak się do siebie zwracają to para), lecz i to od przynajmniej połowy gry. Dobra, fabuła: Przychodzi Evan do jakiegoś starszego jegomościa i otrzymuje zlecenie- odstrzel Doktora Straussa. I już, tyle fabuły. Cała nasza gra polega na przedostaniu się do delikwenta i odstrzeleniu jego uśmiechu.

Że jak? Że co?
Wchodzimy do gry i kolejny strzał. O ile grafika nie powoduje krwawienia z oczodołów (chociaż jakby nie było aż takiej kanciastości, nikt by się nie obraził), to animacje jednak robią swoje. Nasz protagonista porusza się, jakoby połknął kij od mopa, zaś podczas sprintu jego skrętność jest na poziomie statku. Animacja ataku nożem to również jakiś smutny żart (coś w stylu „jestem asasynem i mam nóż w ostrzu, jednak jestem drewnoręki i żeby się odpaliło, łapa musi się rozpędzić”). Dobra, przechodzę jakoś przez ten moment zaszokowania i ruszam do przodu, a tam Spawner robotów. Całkiem spory piec, który przyjmuje całkiem sporo kul i całkiem ciężko go rozwalić na początku. Dlaczego? Bo z początku nie nadążamy z rozwalaniem mobów, które spawnuje. Pukawki, jakimi podczas gry będziemy dysponować to: Pistolet (średniawe obrażenia, rekompensuje jednak całkiem sporym magazynkiem), Shotgun (paradoksalnie, dobrze ściąga snajperów. Tak, to jest jedna z tych gier), Tommy gun, Minigun, Karabin maszynowy, Karabin snajperski (!) Granatnik (!!), Granaty oraz Wyrzutnia rakiet (!!!). Zaiste, arsenał dziewiętnastowieczny pełną gębą. Co z tego, że stylizowany na tamten okres? To tak jakby w Mount&Blade śmigać z muszkietem (nie uwzględniam modów). Odrzut, również ciekawa sprawa- powinien on sprawiać, że im dłużej strzelamy, tym mniejsza celność, czyż nie? Otóż nie. W tej rzeczywistości odrzut to jedynie trzęsący się ekran.

Mam dość
Pierwszy kryzys zaliczyłem pod koniec trzeciej misji. Dlaczego? Gdyż do bossa prowadzi wąskie przejście obok palących się powozów, przez które praktycznie nie da się wrócić, gdy chcemy się wycofać. A jest to konieczne, gdyż poza bossem mamy spawner i nie tak znowu wiele amunicji do Tommy Guna (resztę poznajemy później, pistolet mamy od początku, a strzelba jest prawdopodobnie odpowiednikiem Rumcajsowego pistoletu na żołędzie) i trochę granatów. Udało mi się wykorzystać fakt, że sztuczna inteligencja w przypadku tego tytułu nosi taką nazwę jedynie z tej racji, że „tak się przyjęło” i gdy boss (niejaki Generał Tchórz) się zaklinował, obrzuciłem go granatami. Następna misja... Kojarzycie te wielkie roboty z Half-Life 2? Tutaj też są. Jeszcze bardziej irytujące, bo nie dość, że mają ogrom życia, na start są ich trzy, strzelają rakietami i działkiem, to jeszcze nie mam broni, która może ich w miarę szybko spacyfikować. Znaczy się, dostaję wyrzutnię rakiet, ale to jest zaledwie 10 pocisków, co nie starcza na uśpienie chociaż jednego. Reszta jest na środku „areny”, co oznacza, że aby zdobyć więcej rakiet, trzeba praktycznie dać się zabić, gdyż mimo tarczy możemy zostać rozstrzelani w try miga (i nic nie da nam turlanie się, nawet na skos). Kolejna misja- cmentarz. Generałowie i Wieżyczki. Ok, jakoś poszło. Szósty.. Noo, jakby ktoś powiedział, że to finał, to uwierzyłbym. Mała arena, trzy wieżyczki, generał, spawnery, snajperzy i czołg. Później kolejna to Tramwaj-transformer, który jest mniej żywotny niż spawner i... Crash. Pewnie odpaliłbym i grał dalej, gdyby nie fakt, że cofnęło mnie do misji czwartej. Poddałem się, chociaż wnioskując z rozmów postaci daleki końca nie byłem...

Siła postępu?
Podsumowując, gra Steam Slug jest monotonna, powtarzalna, bezcelowa, liniowa (serio, 30 sekund ładowania tak małej i ciasnej mapki?), balans to jakiś żart, tak samo jak i animacje. Jedynie muzykę chyba można dać na mały plus, bo ani ona do walki nie zagrzewa, ale nie jest wybitnie irytująca.

Plusy:
-Muzyka
-Szybko się odinstalowuje

Minusy:
-Animacje
-Voice-acting
-Ciasnota i liniowość poziomów
-Powtarzalność
-Bardzo słaby balans
-Brak możliwości zmiany poziomu trudności
-Gra nie lubi alt-tabowania
-Rozumiem, fantazja fantazją, ale.. Serio, karabin snajperski?
-Nie czuć ani mocy broni, ani jej odrzutu
-Dropy klatek przy pierwszych strzałach na danym poziomie

Ocena:
3+/10

Czy nadal warto zagrać?
NIE. Gra sprawia wrażenie niedopracowanej i nie gotowej. Może gdyby posiedzieli z pół roku dłużej przy produkcji, wyszedłby całkiem zjadliwy tytuł, gdyż mimo wszystko były ku temu aspiracje.

Screeny z gry:









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz